poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Amazing Changes Rozdział #1

Zanim wszystkie ukończyłyśmy pełnoletniość, minęło sporo czasu. A żeby go potem nie marnować, za jednym razem wypuścili nas z tego okropnego miejsca, zwanego poprawczakiem. Dosłownie wywieźli nas do centrum Londynu i ofiarowali nam kluczyki do mieszkań. A żeby też zaoszczędzić, dali nam do dyspozycji dwa mieszkania. Ja miałam z Jesy, a Sue z Hope. Nasze nie było duże, ale czego innego mogłyśmy się spodziewać. Miałyśmy oddzielne pokoje, salon, małą kuchnię i łazienkę.
W salonie, na stoliku znajdował się list informujący o tym, że mamy pracę w kawiarni, w jednej kopercie są nasze dowody osobiste, a w drugiej pieniądze, oraz że wszystkie rachunki na ten miesiąc oni zapłacą.
Z początku nie mogłyśmy się w tym miejscu odnaleźć. Nawzajem z dziewczynami odwiedzałyśmy się i opowiadałyśmy o pracy.
My pracowałyśmy w Starbucks'ie. Naszym szefem był Ben. Nie był taki sztywny, na jakiego wyglądał. Był całkowicie wyluzowany, czasami za bardzo, i nie aż taki stary. Pracowali z nami Ashton i Michael. Było też dużo innych osób, ale na nich nie zwracałyśmy uwagi. Przynajmniej ja. Na początku trzymałyśmy się z Jesy z daleka od nich, bo nie chciałyśmy się do nich za bardzo przywiązywać. Ale z czasem zakolegowaliśmy się. Przychodząc do pracy musiałyśmy mieć idealne nastroje, bo inaczej wywaliliby nas stąd. Więc lepiej byłoby nie pokazywać się w pracy, gdy nie miało się dobrego humoru albo po prostu udawać, że jest wszystko okej. Ja raczej korzystałam z tej drugiej opcji, bo tak to nie przychodziłabym nigdy do pracy.
Ana i Hope namawiały ludzi, aby kupowały jakieś tam produkty w różnych sklepach. Nie za bardzo to mnie interesowało, ale mniejsza o to.
Pierwszy miesiąc był najtrudniejszy, ale dałyśmy sobie radę. Czasami, gdy szłam przez ulicę, wydawało mi się, że widzę Styles'a. Później okazywało się, że ten człowiek nawet nie był do niego podobny.
Przez cały czas szukałam Harry'ego w różnych miejscach, ale nigdzie nie znalazłam. Niall powiedział mi, że na pewno się spotkamy, ale coraz bardziej przestawałam w to wierzyć. Czasami myślałam, że może nas szukają. Ale gdyby to robili, to już dawno znaleźliby nas.
W sumie po co Harry, by mnie szukał, jak on mnie nie kocha. Po mimo nadal się łudziłam.
Pewnego dnia, siedząc na jednym z krzeseł przy stoliku czytałam gazetę, gdyż nie było żadnego klienta. Jesy tańczyła do jakiejś piosenki lecącej z radia, a Ashton stał opierając się o ladę. Za oknami było już ciemno, a ludzie, raczej pijani przechadzali się po chodniku. Za dziesięć minut mieliśmy zamykać kawiarnię. Zawsze o tej porze było kilka klientów, ale akurat był wtedy piątek, a ludzie zamiast siedzieć tutaj, szli na imprezy.
- Idźcie już. Ja zamknę- mruknął Ash.
- Nie. Nie wolno wychodzić z pracy, przed czasem- oznajmiłam, czytając nadal gazetę.
- No właśnie- potwierdziła Jesy, nadal gibiąc się do rytmu.
- Nic nie powiem Ben'owi. Nie jestem kapusiem.
- Na prawdę?- wychyliłam się zza czasopisma- Jestem strasznie zmęczona- ziewnęłam.
- Jasne. I tak nikt już raczej nie przyjdzie, a nawet gdyby to i tak sobie poradzę. Nie jestem kaleką- zaśmiał się.
- Mi to tam obojętnie. Mogę wrócić wcześniej do domu- wzruszyła ramionami Jesy i wyłączyła radio. Zamknęłam gazetę, odłożyłam ją na półkę i popędziłam na zaplecze, tak samo jak Jesy, aby się przebrać. Wróciłyśmy do Ashton'a, który jak zawsze uśmiechał się promiennie.
- Dzięki, Ash. Jesteś kochany- podeszłam do niego i dałam buziaka w policzek, a w tym samym czasie zabrzmiał dzwonek oznajmiający, że ktoś wszedł do kawiarni.
Odkręciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam znaną mi osobę stojącego przed drzwiami. Ze zdziwienia otworzyłam usta i przetarłam oczy, aby upewnić się, czy to co widzę to prawda.
Stał tam Louis Tomlinson. Ale nie wyglądał jak on, zupełnie się zmienił.
Jesy zbladła, miała szeroko otwarte oczy, a Ashton nie wiedząc o co chodzi, przywitał klienta:
- Dobry wieczór. Witam w Starbucks'ie.
Louis nie zwracając na niego, wpatrywał się to we mnie, to w Jesy.
- Czy to na prawdę wy?- zapytał się.- Wow. Ale się zmieniłyście przez ten czas.
Zdziwiona tym oschłym powitaniem, w ogóle się nie odzywałam.
Ash zaskoczony wpatrywał się we mnie pytająco.
- Ty też się zmieniłeś- mruknęła Jesy.- Przez te 11 miesięcy.
Widać było, że wolałaby spotkać Zayn'a, zamiast niego.
- Co tutaj robisz?- dodała.
Przyszedłem do Starbucks'a. A co wy tutaj robicie? Kiedy wyszłyście?
- Miesiąc temu- wycedziłam przez zęby.
- Pracują tutaj- dołączył do naszej konwersacji, Ash, a on spojrzał na niego podejrzliwie.
- Wy? Tutaj?
Nie wiem dlaczego zdenerwował mnie tymi pytaniami.
Chciałam się na niego rzucić, bić i pytać dlaczego nas nie szukali.
- Tak, jakiś problem?- spytała Jesy.
- Nie, nie. Fajnie was widzieć.
- Po co tutaj przyszedłeś?
- Napić się czegoś- odpowiedział.
- No to nie będziemy przeszkadzać- oznajmiłam- Pa, Ashton- cmoknęłam go znowu w policzek
- Cześć.
Louis ruszył do przodu, gdy my zaczęłyśmy iść w stronę drzwi.
- Dobranoc- odwrócił się w naszą stronę, a my wyszłyśmy z kawiarni.
Zamrugałam kilkakrotnie, aby się nie rozpłakać. Nie tak wyobrażałam sobie spotkanie z jednym z nich. Ta, bo myślałam, że zobaczę Harry'ego i pobiegniemy ku sobie, po czym się pocałujemy. To byłoby nie możliwe.
- Wkurwił mnie- odparła Jesy.
Było to pierwsze przekleństwo jakie wypowiedziała w tym miesiącu. Stara Jesy wróciła.
- Powinnyśmy się cieszyć na jego widok, a tak to tylko się zdenerwowałyśmy- zaśmiałam się.
Po piętnastu minutach dotarłyśmy pod blok, w którym mieszkamy.

*perspektywa Harry'ego*

Siedziałem na kanapie, a obok mnie chyba Amanda. Zapaliłem kolejnego papierosa, w oczekiwaniu na Louis'a, który gdzieś przepadł, aby pozbyć się tej dziewczyny. Drzwi otworzyły się, a do mieszkania wbiegł Louis.
- No, Amanda. Możesz już iść.
- Nie jestem Amanda! Mam na imię Ashley!- oburzyła się i walnęła mnie w policzek, po czym wybiegła.
Louis zachichotał i usiadł obok mnie.
- Gdzie ty do cholery byłeś?- warknąłem.
- Nie podobało ci się towarzystwo 'Amandy'?- zażartował.
- Spierdalaj. Mów gdzie byłeś.
- W Starbucks'ie.
- Po co?
- A po co się tam idzie? Weź mnie nie denerwuj. Ale nie o to chodzi. Zgadnij kogo spotkałem.
- A bo ja wiem? Nie baw się ze mną Louis tylko mów- ponagliłem.
- Kogoś, kogo dawno nie widzieliśmy.
- Smith'a? Wiem, dawno mu towaru nie dostarczaliśmy. Ale sukinsyn, zalegał z kasą. Nic ci nie zrobił?- zapytałem.
- Nie, Smith'a. Kogoś innego. Bardzo dawno je nie widzieliśmy.
- Nie cackaj się, tylko mów.
- Ninę i Jesy.
Na te imiona moje serce zaczęło szybciej bić, cały zbladłem i wytrzeszczałem oczy.
- Stary, wszystko okej?
Potrząsnąłem głową i powróciłem do normalnego stanu.
- Ta. Mówisz, że je spotkałeś? W Starbucks'ie?
- Tak- potaknął.
- Co tam robiły?
- Pracują.
- Ale nisko upadły- mruknąłem.
Miałem już zapytać jak teraz wygląda Nina, ale się opanowałem.
- Wbijasz jutro do nich?
- Ta, jasne. Trzeba sprawdzić, na którą mają zmianę.
- Nie ma sprawy. Można kogoś do tego wykorzystać. No tak. Taki facet tam pracuje. A tak przy okazji, wiesz, że jak tam wszedłem to Nina obściskiwała się z tym gościem?- zamarłem na te słowa- Znaczy pocałowała go w policzek. To nic wielkiego.
- Jak się nazywa ten facet?
- Ashton Irwin, tak miał napisane na plakietce.
Ponownie zamarłem. Doskonale wiem kim jest, Irwin. Aż za dobrze.
Zabije sukinsyna.
Po kilku sekundach ciszy, odezwałem się:
- Trzeba powiadomić o tym Zayn'a. Ucieszy się.















Pierwszy rozdział II części za nami! Mam nadzieję, że wam się podoba. Może nie dzieję się w nim zbyt dużo, ale musiałam od czegoś zacząć.
Tak jak wspominałam pod notką informacyjną, Nina i Harry zbyt szybko się nie spotkają, tak oko w oko, więc musicie trochę poczekać.
Następny rozdział będzie ciekawszy i trochę dłuższy.
Muzyki nie było, gdyż żadna w ogóle nie pasowała do tego rozdziału.
Chyba już wszystko napisałam c:

2 komentarze: