poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Amazing Changes Rozdział #2

 MUZYKA *KLIK* (nie wiem czy pasuję, ale fajnie mi się przy tym pisało)



- Na którą zmianę ma Nina?- zapytałem krążąc wokół Ashton'a
- Na prawdę nie wiem o kim mówisz, Styles- wymruczał trzymając się za brzuch.
- Kłamiesz!- wykrzyknąłem, zadając mu kolejny cios w szczękę, a ten zasyczał.
- No dobra, dobra. Powiem ci. Na drugą zmianę- odpowiedział rozmasowując sobie miejsce, w które go wcześniej uderzyłem.
- Grzeczny chłopiec- nadal krążyłem wokół niego.
- Możesz mnie już puścić? Będą się o mnie martwić.
- Jeszcze chwilkę.
- Proszę- wyszeptał, trzymając się za bolące miejsca.
- Jeszcze nie!
Próbował się wydostać, ale zatrzymali go moi ludzie zagradzając drogę. Popchnęli go z powrotem w moją stronę.
- Jak będziesz próbował uciekać, będę trzymał cię tutaj, do końca dnia. Uciekniesz?
- Nie, nie.
- To dobrze, bo nie chcę mieć nikogo na sumieniu. A teraz grzecznie mi odpowiedz. Coś cię z nią łączy?- zadałem kolejne pytanie.
- Tylko się kolegujemy.
- Mam taką nadzieję. A teraz ostrzegam cię. Jeśli kiedykolwiek dotkniesz ją chociaż palcem, osobiście połamie ci wszystkie żebra. Rozumiesz?
Pokiwał głową w odpowiedzi.
- Widzę, że się rozumiemy. A i jeszcze jedno. Jeśli mnie wsypiesz, to ja ciebie też. Tylko, że ja uniknę wszystkich kar, a ty w pierdlu spędzisz resztę swojego życia, bo mam na ciebie dowody. Nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłeś. Nigdy. Powinienem cię zabić, ale lubię się nad tobą znęcać. Chyba już wszystko mamy wyjaśnione. Do zobaczenia, Irwin.
Oddaliłem się od niego, a ten opadł na kolana. Byliśmy z moimi ludźmi kilkanaście stóp* od niego, gdy ten się odezwał.
- Mogę robić co chcę, a po za tym mam zabezpieczenie na wszelki wypadek, gdybyś mi coś zrobił.
Zaśmiałem się.
- Wiesz co jest w tym wszystkim śmiesznego? Że nie zrobiłem tego, za co mnie obwiniasz.
- Majaczysz.

*perspektywa Niny*

- Budź się. Jest już późno- obudził mnie głos Jesy.
- Jeszcze chwileczkę. Mamy przecież na drugą zmianę.
- Wiem, ale jest już grubo po dwunastej.
- Co?! Już tak późno?- podniosłam się z łóżka i przetarłam zaspane oczy. Po chwili stałam przed szafą i szukałam odpowiednie ciuchy
 - Jak jest na dworze?- zapytałam.
- Zimno, w końcu jest grudzień.
- Ach. No tak. Ciągle o tym zapominam. Pada śnieg?
- Nie. Dziwne, żeby o tej porze nie było śniegu.
- W końcu to Londyn- wzruszyłam ramionami.
Wyciągnęłam niebieski sweter i czarne spodnie. Odłożyłam je na łóżku i popędziłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i wróciłam do pokoju w samym ręczniku.
- Zrobię ci kawę!- krzyknęła z kuchni.
Zamknęłam drzwi i zasunęłam rolety, na wszelki wypadek, aby nikt mnie nie podglądał. Ręcznik rzuciłam na niepościelone łóżko i założyłam świeżą bieliznę. Zarzuciłam na wierzch przygotowane ciuchy i pobiegłam do kuchni. Na stole stał kubek z kawą i drożdżówka. Wypiłam całą zawartość kubka i chwyciłam w dłoń bułkę.
Dotarłam do Jesy stojącej przed drzwiami.
- Pojedziemy taksówką. Już zadzwoniłam.
Założyłam ciepłą kurtkę, szyję owinęłam grubym szalikiem, a na głowę założyłam czapkę. Naciągnęłam na stopy kozaki i z drożdżówką w ustach wyszłam za Jesy z mieszkania. Ona zamknęła drzwi na klucz, a ja popędziłam na dół. Po drodze napotkałam sąsiadów, którzy dziwnie się na mnie patrzyli. Olałam ich i wybiegłam na zewnątrz.
Taksówka stała przed wyjściem. Zaczekałam na Jesy, a jak już dotarła, weszłyśmy do auta. Podałam adres, a po niecałych dziesięciu minutach staliśmy przed miejscem naszej pracy. Jesy zapłaciła, po czym wyszłyśmy z pojazdu i wbiegłyśmy do Starbucks'a. Klientów nie było za dużo, co mnie ucieszyło. Zostało 10 minut do naszej zmiany. Wbiegłyśmy na zaplecze i odszukałyśmy nasze szafki. Wyjęłyśmy z nich ubrania firmowe i przebrałyśmy się w nie. Zamieniłyśmy się z osobami, które teraz kończyły. Nie widziałam nigdzie Ashton'a, co mnie zaskoczyło.
Zawsze był punktualny, no chyba że coś się stało. Michael wszedł do środka, a gdy go zapytałam o Ash'a odpowiedział, że nigdzie go nie widział.

*perspektywa Harry'ego*

- Zayn, szybciej! Bo jak zaraz nie skończysz się modelować, to pójdę bez ciebie- burknąłem.
- Czekaj! Mam spotkać Jesy po 11 miesiącach rozłąki. Muszę porządnie wyglądać- przeczesywał włosy już piąty raz przez ostatnią minutę.- Już.
- W końcu- odetchnąłem z ulgą.
- Może zajdziemy do jakiejś kwiaciarni po drodze to jej kwiaty kupię?
- Nie udawaj romantyka, ciołku, bo nim nie jesteś. Nie pamiętasz co robiłeś zaledwie kilka dni temu? Mam ci przypomnieć?
- Pierdol się, Styles. Bo ty to taki święty. Bo to raz ją zdradziłeś- wygarnął.
- Przypominam, że ja jak wychodziłem z poprawczaka, nie byłem jej chłopakiem, nie obiecywałem wierności i żadnych innych pierdół miłosnych, tak jak ty. Więc jestem czysty, nie to co ty.
- Odczep się ode mnie. Idziemy czy nie?
- To chodź. Ale nie kupuj kwiatów, to tym bardziej sobie pomyśli, że coś przeskrobałeś- zaśmiałem się, wychodząc tylnym wejściem z bloku. Na parkingu stało nasze auto.
- Ja prowadzę, bo tobie nie wiadomo co może odbić- oznajmiłem.
Usiadłem za kierownicą, a Zayn na miejscu pasażera. Wsadziłem kluczyk do stacyjki i przekręciłem go, w tym czasie nacisnąłem pedał gazu, a silnik głośno zawarczał. Wyjechałem jak najszybciej z tego miejsca i wjechałem na ulice, na której było tylko kilka aut.
- Tęsknisz za nią?- spytałem nagle- Bo jakoś tego po tobie nie widać.
- Bo po tobie tak- prychnął.- Zamknij się i prowadź samochód, bo jeszcze spowodujesz wypadek.
Jechaliśmy w ciszy, co chwile skręcając w jakąś uliczkę.
Po kilku minutach staliśmy pod Starbucks'em.
- Czyli tak. Na początku idziesz ty, masz mikrofon?- spytałem.
- Ta, tutaj- wskazał na kieszonkę w bluzie.
- Okej, ja słucham waszych rozmów i czekam na odpowiedni moment. Dobra. Wszystko zaplanowane. Idź. Zarzuć tylko kaptur.
- I tak nikt mnie nie zobaczy.
- Ale na wszelki wypadek. Wypad- syknąłem.
Zayn wyszedł z samochodu, a ja kilka sekund za nim.
Włożyłem słuchawkę do uszu, po czym zarzuciłem na głowę kaptur. Gdy Zayn wszedł do środka, ja stanąłem obok drzwi, gdzie nie było żadnych okien i kątem oka przyglądałem się co wydarzyło się w środku przez szybę obok. Gdy Zayn stanął przed Jesy, po czym zdjął kaptur, z jej ust wydobył się cichy pisk.
- Z-Zay-yn?- wydukała- T-to na prawdę ty?
- A kto niby inny.
- Tak bardzo tęskniłam- rzuciła się w jego stronę i zamknęła go w silnym uścisku. W jej oczach błyszczały łzy szczęścia.
Nie zwracając uwagi na parę, usłyszałem drugi głos troszkę cichszy.
- H-hej Zayn- powiedziała cicgo po kilku sekundach zaskoczona Nina. Spojrzałem przez szybę i ujrzałem za ladą wysoką dziewczynę, stojącą profilem w moją stronę.
Nagle musiałem schować się trochę dalej, gdyż ktoś zamierzał wejść do środka. Przez szybę ujrzałem stojącego Ashton'a Irwin'a, całego posiniaczonego.
- A-Asht-ton?- szepnęła, a ja ledwo co to usłyszałem- Co ci się stało? Pobili cię?- podbiegła do niego. - Ta. Jakieś bandziory. Chcieli mnie okraść. Nie widziałem ich twarzy, byli zamaskowani. Odetchnąłem z ulgą na jego odpowiedź. Ujrzałem zdziwionego Zayn'a wpatrującego się w Ashton'a. - Dzięki Bogu, że jesteś cały. Na prawdę nie widziałeś kto ci to zrobił?
- Nie- odpowiedział stanowczo- Ale dobrze, że im uciekłem, bo tak to byłbym już martwy.
Pieprzony kłamca. Bohater się znalazł. Miałem nadzieję, że Nina nie nabierze się na to. Jednak się myliłem.
- Ale jesteś odważny, Ash- zachichotała, po czym podeszła do niego i zamknęła w szczelnym uścisku, a mi zrobiło się nie dobrze. Zacząłem się trząść ze zdenerwowania. Ten sukinsyn zniszczył mój plan. A po za tym zakazałem mu się do niej zbliżać. Najwidoczniej nie przejmuję się mną. Nie mogę tam wejść. Zobaczyłem ją na razie powinno to wystarczyć. Wyjąłem słuchawkę z uszu, aby już nie słyszeć tych totalnych bzdur. Gdy znalazłem się w samochodzie napisałem Zayn'owi że tam nie wejdę i poinformowałen go żeby wracał. Może kiedy indziej uda mi się z nią spotkać.



*czyli ok. 30 cm.







Ta piosenka nie za bardzo do tego rozdziału nie pasuje, ale mniejsza o to.
Nie wiem co mi odwaliło z tymi mikrofonami, ale nie miałam innego pomysłu. Nawet nie wiem czy coś takiego istnieje heh.
Chyba to już wszystko..
Do następnego!

CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

3 komentarze: