sobota, 13 grudnia 2014

Amazing Changes Rozdział #18

Analizowałam wszystko powoli dopiero następnego dnia w pracy.
Po zrobieniu sobie kawy od razu poczułam się lepiej. Klientów praktycznie nie było, bo kto mądry wstaje o 6:30 i przychodzi do Starbucksa? Jedynie porządny ruch zaczynał się zawsze pomiędzy 7-8, bo wtedy ludzie szli do pracy. Na szczęście nie spędzałam tego czasu sama. Ashton pałętał się gdzieś obok mnie oraz jacyś inni pracownicy, na których nie zwracałam w ogóle uwagi.
Ten człowiek co mnie szukał mógł być detektywem wynajętym przez moją matkę. Może chciała mnie znaleźć? Ale po co? Przecież ją nie obchodziłam. No, chyba że uświadomiła sobie jakie błędy popełniła w moim wychowaniu? To było pokręcone. Miałam całkowity mętlik w głowie.

Nie mówiłam o tej kartce nikomu, chciałam, żeby to była moja mała zagadka, którą zamierzałam rozwiązać. Może nie byłam urodzonym detektywem, ale uważałam, że powinnam to zrobić sama. W końcu to dotyczyło mnie, tylko mnie. Harry nie posiadał informacji takiej jak ja. Byłam krok przed nim.
Siedziałam zamyślona, tak  że nie zauważyłam jak Irwin dokładnie mi się przyglądał, ale nie odzywał. W sumie, po dowiedzeniu się prawdy o nim, odsunęliśmy się od siebie. Z każdej strony otaczał mnie ktoś 'niebezpieczny', a ja chciałam w moim życiu kogoś normalnego. W końcu spotkałam tego Ansel'a, ale nawet nie wymieniliśmy się numerami. Jedynie mogłam czytać o nim artykuły.
- Masz kłopoty? - zapytał w końcu Ash. Czytał mi w myślach, czy może dobrze mnie znał? Wiedział jak zachowywałam się, gdy byłam w coś wmieszana.
- Umm... Za bardzo to nie. Poradzę sobie, nie takie rzeczy już robiłam.
Pokiwał twierdząco głową i zabrał się za obsługiwanie klienta.
Powróciłam myślami do tej sprawy z tym tajemniczym człowiekiem. Nie wiedziałam jak on wyglądał, to mógł być każdy. Gdyby był naprawdę detektywem, to w sumie powiedziałabym jak się nazywam. Wszystkie znaki wskazywały na to, że byłam poszukiwana przez Mary West, ale to mogło być przykrywką. Tyle zagadek było do rozwiązania.

Zaczęłam wyobrażać sobie spotkanie z rodzicielką, jak ona wyglądała i czy bardzo się postarzała. Może akurat w tamtej chwili o mnie myślała?
No bez przesady, bo kim ja dla niej byłam?
Córką, Nina, córką.
Czas w pracy minął mi bardzo szybko, szczególnie, gdy próbowałam rozwikłać zagadkę.
- Nina. Chodź tu do mnie - zawołał mnie Ben, gdy zabierałam torebkę z szafki.
- Hm?
- Wszystko okej? Jesteś dzisiaj zamyślona - spojrzał na mnie tak, jakby czytał w moich myślach i wiedział jak się czułam. - Problemy?
- Ta, ale do rozwiązania.
Zmarszczył czoło w zastanowieniu i pokiwał w zrozumieniu głową.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, informuj mnie. Wiedz, że możesz na mnie liczyć.
Uniosłam brwi zaskoczona jego wypowiedzią. Mogłam na niego liczyć? On zaoferował mi pomoc? Czy ktoś podmienił mi szefa?
- Nie będzie takiej potrzeby - mruknęłam. Może on miał świadomość o tych wszystkich ciemnych interesach Ash'a i Mike'a? Albo znał Harry'ego?
Z każdym dniem głupiejesz.
 

Pożegnałam się ze wszystkimi i opuściłam to miejsce. Zaszłam do sklepu, aby kupić czekoladowe batoniki, gdyż w moim organizmie znajdowało się za mało cukru i butelkę wody. W moim portfelu zostało mało pieniędzy, ale starczyło na te małe zakupy. Zapakowałam to do siatki i zaczęłam zmierzać do domu. Byłam wykończona. Jedynie o czym marzyłam to w spokoju poleżeć i obejrzeć jakiś film. Uzależniłam się od tego. Ale miałam inne plany. Musiałam posprzątać w swoim pokoju, bo nic nie mogłam tam już znaleźć.
Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni.
- Halo? - odebrałam połączenie, nie patrząc kto to był.
- Nina! Nina! Gdzie ty jesteś? - usłyszałam czyjś zdenerwowany głos. Odsunęłam komórkę od ucha aby sprawdzić kto to. Nieznany numer.
- Mogę wiedzieć kim jesteś? - zapytałam niepewnie.
- To ja, Niall! Zapomniałem, że nie masz mojego numeru.
- Ach, okej. O co chodzi? - przeszłam przez przejście i zaczęłam jeść batonika.

- Jutro są urodziny Harry'ego, a ja nie mam dla niego prezentu - powiedział. - On mnie zabije.
- Co?! Dlaczego ja o tym nie wiedziałam? - z zaskoczenia zatrzymałam się na środku chodnika, a inni spieszący się ludzie popychali mnie.
Poczucie winy zaczęło mnie męczyć, bo następnego dnia miały być urodziny Styles'a. Byłam taką niewdzięczną... No właśnie kim? Dziewczyną nie. Przyjaciółką? Też nie. Nie zachowywaliśmy się jak przyjaciele. To dziwna znajomość.
- Ja zapomniałem i ty nie wiedziałaś. To może pojedziemy na zakupy i kupimy coś mu? Podjadę po ciebie. Gdzie jesteś? - odparł uradowany.
- Umm... Na środku chodnika. Albo wiesz co? Wrócę się do kawiarni i poczekam w środku na ciebie, okej?
- Spoko, szykuj kasę - zażartował.
- Ha ha ha - mruknęłam do siebie, gdy się rozłączył.
Ciekawe z czego miałam kupić prezent dla Harry'ego? W portfelu znajdowały się same drobniaki.
Zawróciłam do Starbucks'a, a wszyscy pracownicy w środku spojrzeli na mnie.

W tym Jesy, z którą musiałam się jakoś minąć.
- Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie ma cię w domu? - spoglądała na mnie pytająco. - A co w ogóle z tą ręką? Żyjesz?
- Żyję. Miałam taryfę ulgową - szepnęłam jej na ucho. - Czekam na Niall'a, jedziemy na zakupy. A wiesz, że jutro są urodziny Harry'ego? - mówiłam zajadając batonika.
- No wiem, wiem.
- To dlaczego mi nie powiedziałaś? Wyszłam na idiotkę - powiedziałam z wyrzutem. - A kupiłaś mu przynajmniej prezent?
- Ta, byliśmy na zakupach z Zayn'em.
Nie dziwić się, że nic nie mówiła o urodzinach Styles'a. Cały swój czas poświęcała Zayn'owi, a ja trafiłam na boczny tor. Może i byłam samolubna, ale przyzwyczajałam się, że większość czasu spędzałam z nią. Przez tyle ciężkich chwil przetrwaliśmy wspólnie, a ona mnie odsuwała od siebie.
- Nina, wszystko okej? - z moich zamyśleń wyrwał mnie głos przyjaciółki, jeżeli jeszcze nią w ogóle była.
- Yhym. Masz jakąś kasę? Nie mam za co kupić prezentu - wpatrywałam się w nią błagalnie.

- Niestety - zaprzeczała. - Gdybym miała, to na pewno dałabym ci.
Zawiedzona usiadłam przy wolnym stoliku.

- Nina - po chwili ktoś szturchnął mnie w ramię.
- O cześć skrzacie - powitałam się z przyjacielem.
- Mówiłem już, żebyś tak na mnie nie mówiła - upominał mnie. - Cześć.
Przytulił mnie od tyłu.
- Gotowa na zakupy?
- Ta szczególnie, gdy nie będę mogła nic kupić. Mam pusty portfel, a ostatnie pieniądze przepuściłam na batoniki - wskazałam na siatkę.
- Oj biedna Nina - pogłaskał mnie po głowie, gdy się do niego przytuliłam. - Przecież wiesz, że zawsze na mnie możesz liczyć. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Nie chcę cię wykorzystywać - wymamrotałam do jego koszulki. - Oddam ci te pieniądze.
- Nie musisz, jestem bogaty - chichotał.
- Nie przechwalaj się - uderzyłam go w ramię. - Jak nalegasz, to nie oddam ci kasy, bogaczu. I do tego fundujesz mi też jakieś ubrania.
- Ej.
- Przecież jesteś bogaty - przypomniałam.
Pewnie ludzie się na nas gapili. Ale mnie to nie obchodziło.
- Hope nie będzie zazdrosna, że się tak przytulamy?

- Nie widzi nas, to nie będzie. A teraz chodź - pociągnął mnie w stronę wyjścia. Po kilkudziesięciu sekundach siedziałam na miejscu pasażera, w aucie Horan'a.
- Nowy samochód? Nie widziałam go wcześniej.
- Taa, zarobiłem ostatnio sporą sumkę to kupiłem sobie - po wypowiedzeniu tych słów zakrył usta dłonią.
- Sporą sumkę zarobiłeś, powiadasz? A w jaki sposób? - patrzyłam na niego podejrzliwie.
- Wiesz, że nie mogę ci powiedzieć.
Zapadła cisza, a chłopak włączył radio, aby umilić drogę.
Kilkanaście minut potem staliśmy pod dużą galerią.
- Idziesz jutro na imprezę urodzinową? - zapytał, gdy wysiadaliśmy z samochodu.
- Jaką?! Czy ja o wszystkim muszę dowiadywać się ostatnia?
- Pewnie Jesy zapomniała ci powiedzieć. A więc jutro jest impreza w klubie z okazji urodzin Harry'ego. Zaczyna się o 20. Przyjdziesz?
- Chyba nie- wzruszyłam ramionami. - Z tą ręką będę tańczyła?

Jak znaleźliśmy się pod wejściem, Niall musiał wrócić się do samochodu, bo zostawił tam portfel. Weszłam do środka i jak na złość ktoś na mnie wpadł. Na szczęście się nie wywróciłam.
- Przepraszam - odezwała się kobieta, podnosząc torbę z podłogi. Mogłam przysiąść, że gdzieś ją wcześniej widziałam, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd.
Truchtem wybiegła z galerii, jakby się gdzieś spieszyła. Ogólnie była dziwna.
- Już jestem! - zawołał Horan podbiegając do mnie. - No to gdzie najpierw idziemy?











Rozdział jest w sumie o niczym, ale musiałam go dodać, bo wydarzyło się w nim coś ważnego. Może ktoś się domyśla o co mi chodzi. Nawet nie będę prosiła o komentarze, bo rozdział miał na początku być lepszy, ale nic z tego nie wyszło. Jestem dziwnym człowiekiem...

2 komentarze:

  1. Ja się chyba domyślam ;)
    Ale wolę nie spoilerować, na wszelki ^^
    No ale liczy się że pracowałaś nad tym rozdziałem i go dla nas jednak dodałaś i się nie poddałaś i za to dziękuję ♥
    ~Natalia. Nowa czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra wiem ze to była jej matka
    Jestem pradziejowych niz pewna !
    Xx czekam na next

    OdpowiedzUsuń