niedziela, 7 grudnia 2014

Amazing Changes Rozdział #17

 CZYTASZ=KOMENTUJESZ




- Kurwa mać! - wrzeszczałam na siebie, gdy szukam telefonu w swojej torebce. W takich chwilach żałowałam, że tyle rzeczy w takim miejscu trzymałam.
Po chwili zderzyłam się z czymś i upadłam z trzaskiem na chodnik na mój biedny tyłek. Ręka nieprzyjemnie zgrzytnęła po uderzeniu z ziemią. Wszystkie bzdety wypadają z mojej własności, w tym komórka. Przynajmniej tyle dobrego, pomyślałam.
- Tak bardzo przepraszam. Nie chciałem. Zagapiłem się. Ale ze mnie niezdara. Zawsze sprawiam kłopoty. Ja na prawdę nie chciałem - tłumaczył się, a ja podniosłam wzrok na nieznajomego. I spotkałam brązowe tęczówki z gazety. Dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że cholernie bolą mnie pośladki. Nieźle się stłukłam.
Z moich ust wydobywa się syk, gdy chłopak pomaga mi wstać. Ten dźwięk nie jest spowodowany bólem tyłka, ale nadgarstka.
- Och, to ty.
- Słucham? - spytał zdezorientowany.
- Czytałam o tobie artykuł. Nieważne - wymruczałam sama do siebie.
- Pomogę ci. Widzę, że boli cię ręka - uznał, gdy próbowałam wsadzić z powrotem wszystkie rzeczy na swoje miejsce.

- Daj - powiedziałam do niego, gdy trzymał w dłoni mój telefon. - Szukałam go. I pomyśleć, żeby tylko sprawdzić godzinę.
- Tak już jest. Jeszcze raz przepraszam. Jeżeli doznałaś jakiś uszczerbków na zdrowiu, wszystkie pieniądze za leczenie oddam.
- Wow. Nie trzeba. Będzie potrzebna mi tylko żel na stłuczenie i bandaż. Na to akurat mnie stać - odparłam i strzepnęłam niewidoczny pył z kurtki.
- Może obejrzy cię lekarz? Chciałbym mieć pewność, że wszystko jest okej.
- Nie trzeba. Mam tylko bolący tyłek i zapewne stłuczony nadgarstek. Nic takiego - mruknęłam i zaczęłam kierować się w stronę najbliższej apteki.
- Pozwól, że ja za to wszystko zapłacę. To przecież przeze mnie.
- No tak. Jesteś bogaty i chcesz poszpanować przed dziewczyną. Proszę bardzo, jak kasy masz za dużo to za mnie zapłacisz. Tylko wszystko ma być najdroższe jak tylko się da i najlepsze - uśmiechnęłam się chytrze.
- Jak sobie życzysz.

- Zapomniałam się przedstawić. Jestem Nina - podałam mu bolącą rękę - Tylko delikatnie.
Ujął ledwo co moją dłoń i po przedstawieniu się puścił ją.
- Ansel.

 
***

 
Po założeniu bandażu, odetchnęłam z ulgą. Ta ręka bolała mnie jak cholera i najgorsze było to, że nie mogłam nic robić. Ansel odprowadził mnie do domu i dopytywał chyba z tysiąc razy czy na pewno wszystko okej. Mieszkanie zastałam puste. To mnie nie dziwiło. Tak działo się od dłuższego czasu, gdy wszyscy mnie olewali, a ja zostałam sama bez nikogo. To było najgorsze uczucie na świecie. Miałam inne zmiany niż Jesy i tylko mijaliśmy się w pracy. W nocy żadna z nas nie miała na nic sił, jedynie w dni wolne trochę ze sobą spędzałyśmy czas. Ta dziewczyna była uzależniona od Zayn'a. Że się sobą nie znudzili. Włączyłam jakiś depresyjny film i popijałam gorącą czekoladę i objadałam się ciastkami. Nie bałam się, że przytyję. I tak byłam chuda, niektórzy uważali, że za chuda.

Więc mogłam spokojnie się obżerać. Ale ta czynność była mi utrudniona przez stłuczoną rękę, ale dało się z nią funkcjonować.
Miałam nadzieję, że nikt mi w tym nie przeszkodzi, tak jak w sytuacji z Michael'em. W tamtej chwili nie chciałam się upijać.
Moje myślenie przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości.

 
Od Harry: Masz dzisiaj czas?

 Do Harry: Nie. Mam randkę.
 
Byłam pewna, że go wkurzyłam.

 
Od Harry: Z kim??

 
Pewnie zaciskał ze zdenerwowania pięści.

 
Do Harry: Z telewizorem :))) Przerwałeś mi oglądanie filmu.
Od Harry: Nie żartuj sobie, okej? Nie jest mi do śmiechu.
Do Harry: Nie moja wina, że nie masz poczucia humoru. Stało się coś?
Od Harry: Przyjdź do mnie to się dowiesz.
Do Harry: Jeżeli to jest tylko pretekst, żeby mnie zgwałcić to nie. Nie przyjdę.
Od Harry: To poważna sprawa.
Do Harry: A ty do mnie nie możesz przyjść? Ja tu akurat jestem poszkodowana. Ale pewnie cię to nie interesuje.
Od Harry: Co znowu?
Do Harry: Przyjdź to się dowiesz.

Do Harry: No i teraz wiesz co to jest niewiedza. Fajnie się czujesz?
 
Ktoś zapukał do drzwi. W takiej chwili?

 
Od Harry: Otwórz drzwi.

 
To był Harry.

 
Do Harry: Są otwarte.

 
Usłyszałam grzechot klamki.

 
Od Harry: Nie oszukuj mnie.

 
- Nie można nic w spokoju obejrzeć - wymruczałam do siebie.
Podreptałam do przedpokoju i przekręciłam klucz w zamku. Nie zdążyłam nawet chwycić za klamkę, a do środka wparował Harry. Głośno dyszał jakby przebiegł cały maraton. Dobrze, że przytrzymałam się szafki, bo tak to znów opadłabym na tyłek.
- Ja tu myślałem, że stało się coś poważniejszego, a ty masz tylko rękę owiniętą bandażem - wysapał poirytowany.
- Wiedziałam, że to nie będzie cię interesować, szczególnie, że mam stłuczony nadgarstek i obolałe pośladki - oznajmiłam z wyrzutem.
- Już tak nie wyolbrzymiaj. Nic ci nie jest.

- Wchodź - zaprowadziłam go do salonu i usiadłam na specjalnie ułożonej poduszce. - Co jest celem twojego przybycia? Może policja was namierzyła? Albo jakiś gangster wam grozi i chcesz to ze mną skonsultować? Jestem specjalistką w tych waszych interesach - odparłam z sarkazmem, chcąc się zrehabilitować za zbagatelizowanie mojego wypadku.
- Nie - pokręcił przecząco głową - Oj! No pokaż już tą rękę.
Wyciągnęłam ją w jego stronę, a on odkręcił bandaż.
- Ej. Męczyłam się z tym pół godziny - wydęłam dolną wargę, a on zachichotał.
- Uu - spojrzał na skórę, która była zakryta. Była trochę sina. - Poszłaś z tym do lekarza?
- Nie. Nie ma co. Po kilku dniach zniknie - chciałam machnąć lekceważąco ręką, ale zorientowałam się, że mam obolały prawy nadgarstek.
- I co z tym twoim tyłkiem?
- Jest potłuczony.
- Pomasować?
- Jeszcze czego - prychnęłam, a on zaśmiał się.
- Jak to wszystko się stało? - zapytał zakładając ponownie opatrunek.
- Wywróciłam się.
- Sama?
- Nie.

- A przez kogo? - przyglądał mi się uważnie.
- Nie znasz. W sumie to znasz, ale nie osobiście - wytłumaczyłam.
- Czyli kto?
- Ansel, ten chłopak z gazety.
- Ten co nie umiał się ubrać? Podaj jeszcze nazwisko, a dopadnę sukinsyna - napiął się.
- Chyba coś cię boli - wycedziłam przez zęby. - On był miły. Kupił mi bandaż i żel, a ty chcesz go pobić? To już twoje przyzwyczajenie? Wkurzysz się na kogoś i musisz mu przylać?
- T-to nie t-tak - jąkał się, co było dziwne. - Nie miałem tego na myśli.
- Nie mogę się spotkać z żadnym chłopakiem, bo jesteś zazdrosny.
- Co?! Nie.
- Bądź mężczyzną i chociaż raz się do tego przyznaj.
- Jak mogę się przyznać do czegoś czego nie zrobiłem? - spytał retorycznie, ale ja doskonale wiedziałam, że kłamał. Tyle razy już to wertowaliśmy, że wtedy już dłużej nie dałam rady pociągnąć tego tematu i po prostu odpuściłam.
- Powiesz mi co było aż tak ważne, że do mnie napisałeś?
- Jakby to ująć... W okolicy krąży jakiś podejrzany koleś. Dowiedziałem się niedawno od Sue, że ktoś ją pytał czy wie gdzie mieszkasz i czy cię zna. Oczywiście wydawało jej się to podejrzane i powiedziała, że nie. Ktoś cię szuka, Nina. Nie wiemy, kto, ale postaramy się go odkryć. Bądź czujna - westchnął pod koniec swojej wypowiedzi.
Czym ja zawiniłam, że co chwila pakowałam się w jakieś kłopoty? I to do tego nie ze swojej winy?
Niedługo to będzie codziennością, pomyślałam.
- Na razie to nic poważnego, ale pilnuj się. Rozwiążemy tą zagadkę, nie takie rzeczy udało nam się wykonać.

 
***

 
- Nina, nie uwierzysz co się dzisiaj wydarzyło - do mojego pokoju weszła Jesy, zdejmując z siebie kurtkę.
Siedziałam przykryta kocem i jedynie zapalona lampka oświetlała kartki otwartej książki, której czytałam.
- Wal, nic mnie dzisiaj nie zaskoczy - mruknęłam.

- Co ci się stało w rękę? - zapytała wyraźnie przejęta.
- Potłuczona, później ci to wyjaśnię. No więc co się stało?
- Dzisiaj pytał mnie taki koleś o ciebie. Było dość późno więc świeciło pustkami. Zostałam sama, ale i Mike gdzieś się pałętał. No więc powiedziałam, że nie znam cię, bo tak kazał mi mówić Zayn.
Gdybyś jeszcze nie wiedziała to ja o tym wszystkim zostałam poinformowana. Wyglądał na zawiedzionego, ale też jakby przeczuwał, że kłamię. Z kieszeni wypadła mu przez przypadek kartka, jak wychodził i on tego nie zauważył. Ja ją zabrałam. No więc to jest ta kartka. Zainteresuje cię to. Nie pokazywałam jej jeszcze nikomu.
Ze spodni wyjęła zgięty papier, który wyprostowała zważając na moją kontuzję. Pisało tam:

  
Nina West
ur. 5 listopada 1996
szatynka, brązowe oczy, niewysoka, szczupła, przebywała w zakładzie poprawczym w Londynie
Mary West

 
Moja matka.







Zawaliłam ten rozdział, bo pisałam go na szybko. Nie będę już spoilerowła co będzie w następnym, bo chciałabym, żebyście mieli niespodziankę. Informuję, że zostało do końca tylko kilkanaście rozdziałów.
Może to nie jest najlepszy fanfic na świecie, ale się staram. Pierwszą część pisałam kilkanaście miesięcy temu i nie myślałam, że będę ją udostępniała i nie starałam się aż tak bardzo. Fabuła była okej, ale nie dopracowana. Teraz naprawdę się do tego przykładam, choć nie jestem świetną pisarką. Mylę czasami czas teraźniejszy z przeszłym, ale popełniam błędy jak każdy człowiek. Wow. Trochę się rozpisałam. No więc... Dziękuję za komentarze i wyświetlenia ;)
         

1 komentarz: